Historia Sunieczki jest zagadkowa i bardzo, bardzo smutna.
W sobotę 12 stycznia, kobieta ze swoim 11- letnim synem przyprowadziła do schroniska jamniczkę. Wcześniej uzgodniła ze Strażą Miejską, że może Ją oddać do schroniska, bo jest "przybłędą", która koczowała na klatce. Wszystko jednak wskazuje na to, że owi "znalazcy" przyprowadzili do schronu swojego psa. Kobieta plątała się w zeznaniach, raz mówiła, że jamniczka była na klatce 3 dni, za chwilę że 1 dzień.
Jamniczka bała się czytnika do sprawdzania czipa i nie pozwoliła pracownikowi ani wolontariuszce sprawdzić czy ma czip. Kobieta widząc Ich zmagania, dała czytnik synowi i ten sprawdził bez problemu. Po ich odejściu psinka bardzo płakała za nimi, stawała słupka, wyrywała się...
Jej rozpacz za ludźmi, którzy ją przyprowadzili była wielka...
Być może powodem porzucenia Jamnisi jest wielki guz, jaki Sunia ma w okolicach listwy mlecznej. Mała wymaga jak najszybciej diagnostyki i leczenia, inaczej...
W tej chwili jamniczka jest w schroniskowym gabinecie weterynaryjnym w klatce kennelowej, więc ma ciepło. Z relacji Wolontariuszki, która Ją widziała wynika jednak, że Sunia cała się trzęsie, nie wiadomo, czy z emocji czy ze strachu...
Sunia do schroniska przyjęta jest, jako znaleziona, a przepisy są sztywne więc obowiązuje Ją 14-to dniowa kwarantanna licząc od daty przyjęcia.
Sunia będzie do adopcji po 26 stycznia, oby tylko dała radę i przetrwała...
Wszystkich, których poruszyła historia Suni, prosimy o kontakt z Asią.
Nie zostawiajmy tak Malutkiej, dajmy jej szansę na leczenie i życie, nie pozwólmy Jej umrzeć samotnie, za schroniskowymi kratami na zimnym betonie, zapomnianej i niekochanej...